Łyk wody od Berbera i przejażdżka na wielbłądzich garbach – czyli czego warto doświadczyć w Maroko?
Marakesz wita nas słońcem i bardzo dokładną kontrolą przy wyjściu z lotniska. Legitymujemy się w kilku miejscach. Po uzupełnieniu dokumentów i wymianie uśmiechów z celnikami dostajemy wizę i jesteśmy gotowi do drogi. Wychodząc z lotniska spodziewamy się tłumu taksówkarzy. Jednak nikt do nas nie podchodzi, nie zaczepia. Jesteśmy zaskoczeni i trochę rozczarowani, bo już w samolocie rozmawialiśmy, jak to trzeba będzie się targować. Podchodzimy do postoju taksówek, szukamy przystanku autobusowego i aż dziw, wszystko jest na swoim miejscu 🙂 I tu otacza nas kilku mężczyzn w różnym wieku. Nie pytając o nic, jeden z nich prowadzi nas do taksówki. Jednak chcemy ustalić cenę przed usługą. Naganiacz niechętnie, ale decyduje się na naszą propozycję. Za kurs z lotniska do Riadu Amskal, płacimy 10 Euro. Pierwotna cena to 20 Euro i ani centa mniej 🙂 Pakujemy plecaki do bagażnika i zadowoleni z siebie szykujemy się na pierwszy kontakt z Marrakeszem.
Już z okien samochodu zwraca naszą uwagę lekko pomarańczowy kolor otaczającej nas przestrzeni. Wszystkie domy i mury są w jednej tonacji. Na ulicach duży ruch, mijamy samochody, motory, skutery i wozy obładowane różnościami ciągnione przez osły. Z każdej strony słychać trąbienie, przypominają nam się ulice Sri Lanki i struś pędziwiatr z kreskówki z serii Zaczarowane melodie: słyszymy wszędzie….mik mik, mik mik….lekki chaos, który sprawia, że czujemy się nie jak u siebie 🙂 daje nam znać, że jesteśmy już z dala od Europy.
Jest ponad 20 stopni Celsjusza (w tym roku szaruga za oknem dała nam się bardzo we znaki, deszczowo i pochmurnie było bardzo często) dlatego cieszymy się z każdego promienia słońca:). Mężczyźni chodzą w kurtkach, a my jesteśmy w krótkim rękawku. Przypomina nam się wyjazd do Alacati (śródziemnomorskie miasteczko nad zachodnim wybrzeżu Turcji), gdzie obsługa hotelu przy podobnej temperaturze chodziła w puchowych kurtkach, a my w leżeliśmy w strojach kąpielowych. Tu podobnie: my w sandałach, a lokalesi ubrani od stóp do głów. Marrakesz to kraj muzułmański, gdzie wyznawców islamu jest ponad 98%. Kobiety ubrane są w hidżaby, niektóre ubrane w burki, odsłonięte mają tylko oczy.
Zbliżając się do centrum zauważamy, że wszystkie budynki są niskie. Z przewodnika dowiedzieliśmy się, że budować w Marrakeszu można było tylko do wysokości palmy daktylowej. Korzystamy z przewodnika wydawnictwa Bezdroża i z wydawnictwa Paskal. Wysiadając z taksówki zostajemy „przejęci” przez miejscowych podrostków, którzy prowadzą nas do Riadu. Pokonujemy bardzo wąskie uliczki, nawet z wydrukowaną mapka z google maps nie wpadlibyśmy na to, żeby wejść w takie zakamarki. Ciężko uwierzyć, że gdzieś w głębi mieszczą się hotele. Zapuszczając się dalej, próbujemy zapamiętać drogę. Czujemy się jaki w labiryncie. Tak będziemy się czuć również w kolejnych dniach zwiedzając medynę Marrakeszu (stara dzielnica arabskich miast).
Plan mamy taki: dwa dni w Marrakeszu, dwa dni w Essouirze nad Oceanem Atlantyckim i ostatni dzień dzień jeszcze raz w Marrakeszu. Odległość z lotniska do naszego Riadu to ok 6 -10 minut jazdy samochodem. Riad to typowy marokański dom. Składa się zazwyczaj z kilku pięter, patia po środku, sypialni umieszczonych we wnękach oraz tarasu na dachu. Rezerwując noclegi korzystamy z booking.com. Pierwsze dwie noce spędzimy w Riadzie Amskal, a ostatnią po powrocie z Essaouiry w Riadzie Carina. Riad Amskal znajduje się w odległości 5 min pieszo od placu Jama’a el Fna, Riad Carina mieści się w południowej części medyny, niedaleko ruin El-Badi Palace. Zależało nam na tym, żeby wszędzie móc dojść pieszo.
W Riadzie Amskal zostajemy powitani marokańską herbatą (maghrebi). Napój tradycyjnie pijany nie tylko w Maroku, ale też w Algierii, Libii i Tunezji. Herbata o której tyle naczytaliśmy się w przewodnikach, bazuje na zielonej herbacie z dodatkiem świeżych liści mięty oraz baaaaaardzo dużej ilości cukru. Jest potwornie słodka:) do tego dostajemy ciasteczka, również słodkie jak licho. Jacek wykrzywia usta, ja zachwycona zjadam jedno za drugim. Stara znana prawda mówi, że na upał najlepiej wypić coś gorącego, a nie jak my zazwyczaj robimy zimnego i gazowanego. Gorąca herbata lepiej nawadnia i wychładza. Będąc w Maroko przekonamy się się, że ten napój przygotowywany i pity jest we wszystkich możliwych miejscach: restauracjach, sklepach, targach, w porcie. Po chwili relaksu, przejrzeniu mapek i rozmowie z właścicielem wyruszamy w miasto. Zwiedzać będziemy pieszo.
źródło zdjęcia:mapaplan.com
Co zobaczyliśmy i co polecamy:
Dzień pierwszy:
1.Meczet Kutubijja
Udajemy się w stronę meczetu Kutubijja (ok 5 min pieszo z Riadu Amskal) z okazałym minaretem, który ozdobiony jest kolorowymi płytkami i kamiennymi ornamentami. Minaret to wysoka smukła wieża stawiana przy meczecie z nadwieszanym balkonem lub galeryjką, z którego muezin nawołuje wiernych na modlitwę. Współcześnie w wielu minaretach montowane są głośniki. Meczet Kutubijja z XII wieku to jeden z najświetniejszych przykładów sztuki marokańskiej i najbardziej znana budowla Marrakeszu. Na szczycie budowli znajdują się cztery miedziane kule, pierwotnie podobno zrobione były ze złota. Niestety niewierni nie mają wstępu do świątyni. Natomiast warto zobaczyć ją z bliska, daleka, w dzień i wieczorem, gdy jest pięknie oświetlona. Minaret meczetu Kutubijja widoczny jest z wielu części miasta.
2.plac Jama’a el Fna
Prosta droga wiedzie od meczetu do centrum medyny Marrakeszu. Już przy meczecie czujemy oddechy tłumów turystów i lokalnych sprzedawców. Jama’a el Fna to tętniące życiem miejsce. Są tu berberzy którzy za kilkanaście drahm uśmiechają się do zdjęć, są zaklinacze węży, muzykanci, kobiety wykonujące tatuaże z henny. Można napić się soku z wyciskanych owoców, zjeść porcję gotowanych w wywarze ślimaków, oraz zakupić magnesy:) Z tego placu łatwo dojść do wielu atrakcyjnych miejsc w starej części miasta.Plac pełni ważną rolę społeczną i kulturową. W ciągu dnia jest tu bardzo tłoczno, natomiast wieczorną porą ilość ludzi przekracza nasze wyobrażenia. Rozkładane są stoliki licznych barów, serwujących lokalne potrawy. Warto spróbować, natomiast dużo tańsze i lepsze okazały się owoce morze, które jedliśmy w Essaouirze.
3.Suk – czyli arabski bazar
Z placu kierujemy się w stronę suku, czyli arabskiego targu. Uchodzi on za największy i najlepiej zaopatrzony w całym Maroku. Długo ciągnące się sklepiki, sprawiają wrażenie, że nigdy się nie kończą. Dopiero drugiego dnia udaje nam się lepiej odnaleźć w uliczkach suku. Odnajdujemy wtedy suk ze skórami, materiałami, owocami, warzywami czy wyrobami ceramicznymi.
O zachodzie słońca wracamy na Plac Jama’a el Fna. Z tarasu widokowego robimy zdjęcia i zachęceni przez lokalnych restauratorów 🙂 zjadamy smażone owoce morza. Plac rozkręca się wieczorem. Ilość ludzi robi piorunujące wrażenie. Dźwięki dochodzą z każdej strony. Upewniamy się kolejny raz, że w dużych miastach możemy spędzić maksymalnie dwa dni. Po powrocie do Riadu pijemy drinka na tarasie, który mieści się na dachu. Planując kolejny dzień dochodzą do nas dźwięki miasta. Słyszymy wezwanie do modlitwy i przypomina nam się Turcja.
4.Bab Agnaou – jedna z dziewiętnastu bram w Marrakeszu
Kolejny dzień rozpoczynamy przepysznym marokańskim śniadaniem i wyruszamy odkrywać miasto. Tym razem kierujemy się w stronę południowej części kasby (ufortyfikowany zespół obronny w miastach Afryki Północnej) Z Riadu Amskal do bramy idziemy ok 5 minut. Przechodzimy przez okazałą bramę Bab Agnaou. Czytamy w przewodnikach, że to najładniejsza brama Marrakeszu. Została wzniesiona w 1185 roku i to robi na nas duże wrażenie. Zatrzymujemy się na chwile, by zrobić zdjęcia i zobaczyć, że na szczycie bramy miejsce dla siebie znalazły bociany. Wyglądają jak nasze polskie boćki. I tak chwile sobie rozmyślamy, ile kilometrów musiały przebyć i jakie dostojne miejsce pobytu im się trafiło:) Ulica za bramą prowadzi nas do kolejnego meczetu z minaretem zamkniętego dla niewiernych – meczetu de la Kasbach i kierujemy się w stronę grobowców Saadytów.
5.Grobowce Saadytów
Warto być tutaj wcześnie rano, ponieważ pod bramę Bob Agnaou podjeżdżają średnio co 5 minut autobusy wypełnione turystami. Do grobowców prowadzi uliczka, którą pokonać można tylko idąc gęsiego. Żeby zobaczyć grobowce również trzeba ustawić się w kolejce, więc jeśli źle się trafi, można czekać 30 minut jak nie więcej. My czekaliśmy ok 10 minut, ale było naprawdę warto. Przede wszystkim zwraca uwagę przepych dekoracji ściennych i tych umieszczonych na suficie w porównaniu do małych, skromnych marmurowych nagrobków władców. Ciekawe jest to, że w trakcie zmiany władzy, w trakcie niszczenia budowli kojarzących się z poprzednimi rządzącymi, grobowce zostały ocalone, ale kazano je zamurować. I tak przez lata zostały zapomniane. Dopiero w 1917 roku francuski generał przelatując nad grobowcami, zaciekawił się topografią tego miejsca. Rozkazał wykuć tunel wiodący do grobowców. Rozpoczęto renowacje i przywrócono dawną ich świetność. Nekropolie zajmują niewielki obszar, otaczają je wysokie mury i palmy. Po chwili przerwy i zadumy ruszamy dalej. Wąską uliczką wracamy na plac z meczetem de la Kasbach i idziemy w prawo w stornę pałacu El-Badi i pałac El-Bahia.
6.Ruiny Pałacu El-Badi
Droga z grobowców Saadytów do pałacu El-Badi zajmuje nam ok 5 minut. Pałac El-Badi w czasach swojej świetności uważany był, jak napisano w przewodniku, za jeden z najpiękniejszych na świecie. Trudno jest sobie to wyobrazić patrząc na pomarańczowe ruiny. Naszą uwagę kolejny raz zwracają bociany, które upodobały sobie również ruiny pałacu El-Badi. Ciekawa jest historia powstania pałacu. Po bitwie trzech króli, jednej z najtragiczniejszych dla chrześcijan walk z muzułmanami, śmierć poniósł król Portugalii Don Sebastian oraz prawie cała portugalska szlachta. Ci którzy przeżyli zostali wykupieni przez portugalczyków za ogromne pieniądze, które poprowadziły kraj na skraj bankructwa. Natomiast sułtan wzmocnił swoje państwo i nakazał budowę pałacu. Budowa pałacu trwała ok 25 lat (1578-1602). Pałac był wykorzystywany do przyjmowania władców z całego świata. Po zmianie władzy i nakazie zniszczenia budowli wzniesionych przez poprzedników, pałac plądrowano przez ok 10 lat, i z tego co napisane zostało w przewodniku Pascala, wszystkiego nie zdołano wynieść. Pod kątem ciekawostek, przewodnik Pascala wygrywa:) no ale jest większy i cięższy niż przewodnik travelbooka. Kończymy czytać ciekawostki i udajemy się do kolejnego pałacu.
7.Pałac i ogrody El-Bahia
Z ruin pałacu El-Badi idziemy 3 minuty do pałacu El-Bahia Zbudowany w XIX w. przez wezyrów sułtanów z dynastii Alawitów zachwyca wnętrzami zdobionymi z przepychem. Wszędzie malowidła na drewnianych sufitach i mozaika. Można odpocząć na patiach z fontannami i schronić się w ogrodzie pod kwitnącymi drzewkami pomarańczowymi. Pałac wzniesiony został na typowym, jak dla tych budowli, planie z luksusowymi apartamentami umieszczonymi wokół zacisznych dziedzińców. Apartamentów nie zobaczyliśmy, bo podobno, jak czytamy w przewodniku, część pałacu należy do króla i jego rodzina zatrzymuje się tu w czasie odwiedzin Marrakeszu. Po cichu liczyłam na spotkanie z rodziną królewską, ale coż….
8.Mellah – dawna dzielnica żydowska
Robimy przerwę na kawę i ciasteczka w dawnej dzielnicy żydowskiej Mellah i okazuje się, że połowa dnia już za nami. Chodzimy wąskimi uliczkami, kierując się w stronę meczetu Ben Youssefa i zostajemy “przejęci” przez chłopaka, który koniecznie chce nas zaprowadzić do garbarni…
9.Garbarnia skór
Opowiada, że to jedyna taka okazja, że berberzy z gór przyjeżdżają tu ze skórami na kilka dni co kilka miesięcy, by wyprawiać skóry. Chodząc wąskimi uliczkami, skręcając w ich labiryncie, zupełnie tracimy orientację i zaczynamy lekko obawiać się, czy na pewno idziemy w bezpieczne miejsce. Dostajemy do ręki liście świeżej mięty, żeby zabić odór jaki unosi się w miejscu do którego wchodzimy. Na dużej przestrzeni, w kamiennych kadziach, skóry zwierząt poddawane są procesowi garbowania.
Niestety nie udaje nam się zobaczyć farbowania skór. Zapach unoszący się w powietrzu, widok ludzi pracujących w tak ciężkich warunkach, ich sposób zarabiania na życie na długo pozostanie w naszej pamięci.
10.Meczet i medresa Aalego ibn Jusufa
Następnie idziemy do meczetu Ben Joussefa. To największy z meczetów w obrębie medyny Marrakeszu i niedostępny dla zwiedzających. Kierujemy się do medresy Ibn Jusufa – szkoły koranicznej, jak piszą, najwspanialszej w Marrakeszu i jednej z kilku piękniejszych w całym kraju. Dla nasz ciekawe jest to, że na każdej ścianie widzimy skomplikowane i bardzo dokładnie wykonane dekoracje. Dowiadujemy się, że jest to zasługą ikonoklazmu (w islamie występuje zakazu przedstawiania postaci). Dlatego też cały wysiłek artystów skupia się na motywach roślinnych, geometrycznych oraz wykaligrafowanych wersetach z Koranu. Wygląda to niesamowicie!
Wracamy na plac Jama’a el Fna przez suki, przechodzimy przez suk z materiałami, odnajdujemy suk z wyrobami ze skóry, suk z materiałami, gdzie kobiety leżą na ubraniach,suk z przyprawami, drobnymi bibelotami i dołączamy do głównego suku. Chodząc uliczkami kupujemy magnesy, jemy świeże ananasy, kokosy i nieznane nam fioletowe owoce. Pijemy soki ze świeżych owoców. Decydujemy się zjeść kolacje na placu Jama;a el Fna. Można bez problemu porozumieć się w języku angielsku, natomiast widać i słychać, że zdecydowana większość ludzi mówi po francusku, Dużo jest też turystów z Francji. Dwa dni w Marrakeszu to dobry czas, żeby nacieszyć się klimatem miasta, poczuć jego zapach i usłyszeć dźwięki, natomiast na dłużej byłby dla nas męczący.
Następnego poranka jedziemy do Essauiry, Wyjeżdżając z miasta trochę żałujemy, że nie wyszliśmy poza centrum Marrakeszu, bo się okazuje że zatrzymane w czasie centrum bardzo kontrastuje z nowoczesnymi dzielnicami Marakeszu, bankami i galeriami handlowymi, które obserwujemy już tylko z okien autobusu.
Marrakesz w pigułce:
- bez problemu dogadasz się po angielsku i po francusku
- z Wrocławia lecieliśmy liniami Ryanair z przesiadką w Bergamo
- lot z Wrocławia do Bergamo trwa ok 1,40 h, z Bergamo do Marrakeszu 2,40 h
- koszt taksówki z lotniska do centrum Marrakeszu to ok 40 zł (100 dirham)
- nocleg znajdziesz korzystając z booking.com w cenach od ok 140 zł (360 dirham) za pokój dwuosobowy ze śniadaniem
- koszt obiadu: tadżinu to ok 23 – 40 zł (100 dirham), jedzenia z budki ok 15 zł (40 dirham)
- warto napić się słodkiej zielonej herbaty z liści mięty, a do tego zjeść tradycyjne marokańskie słodkości
- kuchnia marokańska nas nie zachwyciła, za to zachwyciły nas zabytki opisane powyżej zabytki
- warto pojechać na kilka dni do Essauiry nad Ocean Atlantycki – koszt biletu autobusowego ok 60 zł (150 dirham) podróż trwa 4,5h.
Wybierasz się do Maroka? Masz pytanie – zapraszamy do komentowania pod wpisem lub do kontaktu na maila info@punktynamapie.pl.