Tokio – gdzie tradycja łączy się z nowoczesnością
Tokio – miasto ikona. Tokio rozpalało wyobraźnię Jacka od paru ładnych lat. Od Tokio zaczyna się nasza japońska przygoda. Przylatując tutaj zastanawiamy się jak przywita nas Japonia? Już na lotnisku przeżywamy całkiem spore zaskoczenie. Po Dubaju, Hong Kongu, czy Singapurze, spodziewamy się, że ta pierwszoligowa światowa metropolia zaskoczy nas jeszcze większą ilością marmuru, szkła i betonu. A tymczasem lotnisko Narita to lotnisko przyszłości – designerski majstersztyk – przynajmniej dla nas. Nie ma tu miejsca na barokowe zdobienia, ogrody, fontanny i przeszklone windy. Jest za to dużo bieli, dosyć kameralne pomieszczenia i ciągi komunikacyjne wyłożone tartanem niczym na bieżni lekkoatletycznej. Ścieżki w różnych kolorach odpowiadające różnym kierunkom. Wszystko oznaczone przejrzyście i bardzo intuicyjnie, bez zbędnych ozdobników. Bardzo odpowiada nam ta prostota. Z lotniska do centrum jedziemy autobusem. Można też wybrać szybką kolej, ale jest ona droższa. Tutaj krótka dygresja.
Decydując się na tydzień w Japonii mieliśmy do wyboru albo zakup JR Pass za ok. 1000 zł za osobę (przejazdy koleją w tym shinkansen, wybranymi liniami metra i kolejek naziemnych w japońskich miastach oraz wybranymi liniami autobusowymi) albo wersję oszczędną, czyli zakup pojedynczych biletów do miejsc, które chcieliśmy zobaczyć. Zdecydowaliśmy się na wersję oszczędną pomimo ostrzeżeń znajomych, że przy tak długim pobycie i tak dużej ilości miejsc, które chcemy zobaczyć, kupując pojedyncze bilety zapłacimy dużo więcej niż 1000 złotych. W ostateczności zapłaciliśmy za przejazdy ok. 600 zł.
Autobus odjeżdża praktycznie spod samego lotniska. Podczas krótkiego oczekiwania na jego odjazd, bardzo miłe zaskoczenie ciekawością i uprzejmością Japończyków. Osoba odpowiedzialna za kierowanie na odpowiednie stanowiska autobusowe zagadnęła nas skąd jesteśmy i w jaki sposób dostaliśmy się do Japonii. Po krótkim wstępie skąd przyjechaliśmy i dokąd jedziemy, Jacek zagaja rozmowę na temat swojej fascynacji Japonią, w tym Japońskim kinem. Japończycy wyraźnie zaskoczeni, ale też zadowoleni, pytają o ulubionego reżysera. Kiedy słyszą Takeshi Kitano kiwają z aprobatą. Wyraźnie cieszą się z tego, że facet z odległej Polski zna i lubi jednego z ich kultowych reżyserów.
Kolejne miłe zaskoczenie czeka nas w autobusie. Kierowca jest hiperuprzejmy. Zabiera nasze plecaki, wkłada je do bagażnika i wskazującym gestem, kłaniając się w pas, zaprasza do środka. Kiedy ruszamy rozpoczyna monolog, który brzmi jak opowieść z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy. Raz mówi ciszej, raz głośniej, wyraźnie akcentuje wybrane kwestie. Czujemy się jak podczas recytacji utworu literackiego, a nie podczas – prawdopodobnie – opisu trasy. Możemy się tylko domyślać, że kierowca informuje o następnych przystankach i miejscach, które mijamy, ale dla nas brzmi to jak prawdziwa opowieść. Droga z lotniska do centrum jest prosta i przyjemna. Jedziemy japońską autostradą. Wszystko ładnie oznaczone i oświetlone. Droga zajmuje tylko ok. 20 minut dłużej niż podróż kolejką.
W pobliże naszej dzielnicy (Asakusa) docieramy przed północą. Jeszcze tylko kilka przystanków metrem i będziemy mogli położyć się spać.
Dzielnica, w której mieszkamy, wygląda super. Uliczki z małymi knajpkami, o zupełnie niewielkomiejskim charakterze. Małe sklepiki spożywcze i grupki młodych ludzi, którzy po wieczornym spotkaniu rozchodzą się do domów. Pomimo dosyć późnej godziny dzielnica nie zasypia. Nie mamy większych problemów ze znalezieniem hostelu, który znajduje się na jednej z takich uliczek. Wygląda bardzo sympatycznie. Lobby w stylu skandynawskim, przeszkolenia i drewno. Wszystko estetyczne i miłe dla oka. Duży pozytyw dla tego miejsca – Bunka Hostel. Nasze szuflady wyglądają zachęcająco. To na pewno najlepszy hostel w jakim dotychczas spaliśmy. Boksy są przytulne, z miękką pościelą, szczelna kotara zapewnia niezbędną prywatność. Zmęczeni idziemy spać.
Co zobaczyliśmy i co polecamy:
Poruszamy się po mieście korzystając z metra. Planowaliśmy wypożyczyć rowery, jednak odległości pomiędzy miejscami, które chcieliśmy zobaczyć są tak duże, że nie dalibyśmy rady wszystkiego zobaczyć. Zwiedzamy od ok. 10 do 21-22.
Dzień pierwszy:
1.Akihabara – Elektryczne Miasto, Electric Town. Akiba to jedna z dzielnic stolicy Japonii. Znana przede wszystkim jako duże centrum handlu sprzętem elektronicznym w najlepszych cenach. Ostatnimi czasy również centrum otaku – czyli centrum popkultury związanej z mangą i anime. Stała się pierwszym punktem naszej wyprawy dzięki wolontariuszce, która współpracuje z naszym hotelem i oprowadza turystów. Przygotowała mapkę Akihabary. My sami pewnie nie zobaczylibyśmy nawet jednej piątej, gdyby nie nasza przewodniczka i jej mapka. Wysiadając z metra widzimy wielopiętrowe centra gier, mnóstwo kolorowych neonów, a z knajpek (Meid Cafe) wystają poprzebierane dziewczyny zachęcające do zakupu potraw. Wszędzie dziewczynki o słodkim wyglądzie. Nawet z bankomatu mówi do nas dziecinny głosik. Przed restauracjami całe witryny plastikowych makaronów, sałatek i dodatków. W ten sposób prezentowany jest wygląd potraw. Wchodząc do galerii i centrów gier trudno uwierzyć, że ktoś w to wszystko gra. A mnie najbardziej zastanawia, kto i po co kupuje figurki wyglądające jak te poniżej:) Nasi współtowarzysze postanowili zostać w salonach gier, więc odłączamy się od naszej wycieczki i wracamy do dzielnicy Asakusa.
2.Asakusa – to dzielnica, która w okresie Edo (okres w historii Japonii, w którym rzeczywistą władzę sprawowali sioguni z rodu Tokugawa, 1603-1868) słynęła jako miejsce rozrywki z teatrami, herbaciarniami i domami publicznymi. Mówi się, że tutaj właśnie można poczuć klimat dawnej Japonii. Niska zabudowa, mnóstwo uliczek z knajpkami i targami – bardzo przyjemne miejsce po kolorowej, głośnej i czasami dziwnej Akihabarze. Idziemy w stronę największej i najpopularniejszej, jak czytamy, świątyni w stolicy. Rocznie odwiedza ją 30 mln ludzi.
3.Sensoji Temple – legenda mówi, że świątynia powstała dzięki dwóm rybakom, którzy wyłowili z pobliskiej rzeki Sumidy posąg bogini Kannon i to dla niej wybudowano ją w 645 roku. Żeby wejść do świątyni trzeba przejść przez Bramę Pioruna. Nie trudno ją znaleźć, bo po środku zawieszony jest ogromny czerwony lampion. Po bokach znajdują się posągi boga wiatru i boga pioruna. Po lewej stronie widzimy pięciokondygnacyjną pagodę, ma 53 metry i jest druga co do wielkości w Japonii. Żeby wejść do głównego budynku, gdzie swoje miejsce ma bogini Kannon, kierujemy się w stronę kolejnej bramy. Idziemy uliczkę Nakamise-dori. Po obu jej stronach sklepiki z pamiątkami. Wokół nas tłumy turystów. Kupujemy magnesy i zachwyceni robimy zdjęcia, w naszym mniemaniu, z japonkami ubranymi w tradycyjne stroje. Później okaże się, że to chińskie turystki. Wejście do świątyni jest bezpłatne. Byliśmy w niej w południe i wieczorem. Warto wybrać się do niej wcześnie rano albo wieczorem, kiedy jest tu zupełnie pusto. Z placu przy świątyni widać Tokyo Sky Tree. Na wieżę telewizyjną postanawiamy iść pieszo. Po drodze mijamy budynek ze złotym płomieniem na szczycie. To siedziba browaru Asahi.
3.Tokio Sky Tree – najwyższa wieża telewizyjna na świecie, ma 634 metry. Tarasy widokowe znajdują się na 350 i 450 m. Widok na miasto jest niesamowity – końca zabudowań nie widać. Tokio to megamiasto. Ze swoim obszarem metropolitalnym liczy 32,5 mln mieszkańców i jest uznane za największe miasto na świecie. Sama wieża znajduję się w galerii handlowej. Jest tam też akwarium i planetarium. Tokio oglądamy za dnia i przypominamy sobie jak wyglądało Kuala Lumpur nocą z wieży telewizyjnej Menara. Lubię miasto nocą, więc liczę na to, że wieczorem uda nam się zobaczyć Tokio z Tokio Metropolitan Government Building. Jeśli chcecie zaoszczędzić, to zdecydowanie polecamy taras widokowy w budynku rządowym – wejście jest bezpłatne. Idziemy w stronę metra, żeby dostać się do ogromnego przejścia dla pieszych.
4.Shibuya Crossing – znajduje się od razu przed dworcem, otoczone jest kolorowymi telebimami. Kiedy zapala się zielone światło przez skrzyżowanie na raz przechodzą tysiące ludzi. Na placu jest też pomnik pieska Hachiko. Pies codziennie odprowadzał swojego pana, gdy ten szedł do pracy i czekał na jego powrót wieczorami przy stacji kolejowej. Właściciel zmarł, a pies przez kolejnych 10 lat przychodził wieczorem w okolice dworca i tam czekał. Mieszkańcy Tokio doceniając wierność, lojalność i oddanie czworonoga wybudowali mu pomnik. Pomnik psa, tym razem takiego, który jeździł koleją znajduje się we włoskim miasteczku Campiglia Marittima.
5.Tokio Metropolitan Government Building – siedziba rządu metropolitarnego w Tokio. Budynek został zaprojektowany tak, by przypominał komputerowy układ scalony. My przyjeżdżamy do dzielnicy Shinjuku wieczorem i z 45 piętra budynku oglądamy Tokio. Wstęp jest bezpłatny, a widoki imponujące.
Dzień drugi:
1.Targ rybny i okolice Tsukiji – dzień drugi rozpoczynamy od targu rybnego. Czytamy, że jest on największy na świecie i odbywają się tu licytacje ogromnych tuńczyków. Żeby zobaczyć licytacje trzeba tu być ok. 4 rano. Wpuszczają ograniczoną liczbę osób. Zrezygnowaliśmy z tak wczesnego wstawiania i na targu jesteśmy ok. 11. Zjadamy zupę udon i oglądamy rybne różności.
2.Tsukiji Hongan-ji – z targu rybnego idąc w stronę metra zaglądamy do świątyni buddyjskiej.
3.Pałac cesarski – w XVI wieku znajdowała się tutaj pełna przepychu siedziba szogunów, obecnie to rezydencja rodziny cesarskiej. Podziwiać ją można tylko z daleka, z placu Kokyo-mae. Można zwiedzać Wschodnie Ogrody Cesarskie. Niestety na miejscu okazuje się, że tego dnia ogrody są zamknięte. Jedziemy więc obejrzeć świątynie szintoistyczną. Zwracamy jeszcze uwagę na dzielnice, która znajduje się obok pałacu. Dużo szklanych wysokich budynków. Idąc do metra widzimy eleganckich Japończyków z teczkami. Wygląda to jak centrum finansowe.
4.Yasukuni Jinja – świątynia powstała w 1868 roku, by uczcić pamięć samurajów, którzy walczyli o restaurację władzy cesarskiej. Tradycją świątyni jest uczczenie ludzi, którzy oddali życie służąc Japonii. Kontrowersje wokół jednej z najbardziej znanych na świecie japońskiej świątyń budzi fakt, że wśród upamiętnionych osób są też tacy, którzy uznani zostali za zbrodniarzy wojennych. Ogromna brama tori prowadzi do świątyni, gdzie zobaczyć można pomniki upamiętniające wdowy, sieroty wojenne, kamikadze oraz zwierzęta, które służyły i zginęły na wojnie.
Wracając do domu przeszliśmy jeszcze przez pobliskie ogrody i zobaczyliśmy kolejki fanów czekających na koncert, który odbywał się w najsłynniejszej sali sportowo-koncertowej Japonii – Budokan. Wymęczeni wróciliśmy do naszej dzielnicy na kolację i wieczorny spacer po okolicy. Tokio jest ogromne, magiczne, wielobarwne, bardzo zróżnicowane i przyjazne dla turysty. Każda z dzielnic, którą zobaczyliśmy mogłaby spokojnie tworzyć oddzielne miasto. Z takiej metropolii żal wyjeżdżać, ale co zrobić – Fudżi czeka:)
Tokio w pigułce
- koszt z lotniska do centrum: pociąg ok. 80 zł/40 minut, autobus 40 zł/ 1h
- metro – bilety – 24 h – 20 zł
- metro – mapa, dostępna w wersji papierowej na prawie każdej stacji metra
- dwa łóżka piętrowe w pokoju wieloosobowym – 159 zł/noc/2 osoby
- Tokyo Sky Tree – ok 70 zł za Tembo Deck – 350 m
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z TOKIO ZNAJDZIESZ TUTAJ. ZAPRASZAMY!
Wybierasz się do Japonii? Masz pytanie? Podziel się swoim komentarzem pod wpisem lub napisz do nas maila info@punktynamapie.pl