Nasza Yogya i świątynia Prambanan
Do Yogy jedziemy z Borobudur. Żałujemy, że spędziliśmy tam tylko dwa dni. Chciałoby się zostać dużo dłużej. W każdym razie droga powrotna jest o wiele prostsza. Potrafimy już poruszać się w Yogy komunikacją miejską i bez problemu trafiamy w okolice lotniska. Tu mamy hotel, żeby następnego poranka wyruszyć do stolicy Chin – Pekinu.
W hotelu zostajemy zaopatrzeni we wszystkie potrzebne mapki z zaznaczonymi atrakcjami Yogy i okolic. Ja już snuje plany co po kolei będziemy oglądać. Natomiast w trakcie okaże się, że np. kompleks świątynny Prambanan jest tak duży, że wymęczeni nie będziemy mieli już siły, żeby zwiedzać świątynie, która znajdują się naprawdę blisko.
Pierwszy nasz cel to świątynia Prambanan. Dojazd dziecinnie prosty. Ze znanego już nam autobusowego przystanka na lotnisku jedziemy do świątyni. Podróż trwa ok. 40 minut. Wysiadając z autobusu otaczają nas lokalesi proponując podwózkę do świątyni. Wybieramy spacer. Świątynia wcale nie jest tak blisko jak nam się wydawało, więc idziemy i idziemy i po drodze zjadamy zupę bakso z przydrożnej budki.
Różne, skrajne opinie słyszeliśmy o Prambanan. Niektórzy piszą, że po świątyni Angkor Wat w Kambodży ta nie jest już warta uwagi. Na nas hinduistyczny kompleks świątynny z XI wieku robi wrażenie. Świątynie poświęcone są Trimurti, hinduistycznej trójcy bogów: stwórcy Brahmie, opiekunowi Wisznu i niszczycielowi Śiwie. Na terenie kompleksu studenci wolontariusze oferują oprowadzenie po świątyni. I jak to na Jawie – znowu każdy chce z nami zdjęcie:)
Poza główną świątynią na terenie kompleksu są jeszcze trzy inne budowle. Można do nich podjechać rowerem. Tak jak w Borobudur tu też jest wiele dodatkowych atrakcji. Można postrzelać z łuku, można pojeździć na rowerze, można pooglądać jelenie w zagrodach. My ich naoglądaliśmy się już w Narze w Japonii – tam chodzą wolno po parku.
W planach mieliśmy jeszcze: dawny kompleks wypoczynkowy sułtana Taman Sari, czyli Pałac Wodny z Sumur Gumuling, z podziemnym meczetem.
Zakończyło się na wycieczce na ulicę Malioboro. To podobno zawsze zatłoczona, handlowa ulica miasta. Pojechaliśmy na nią autobusem (na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć jak wyglądają przystanki autobusowe w Jogy). Dla mnie to żadna atrakcja chodzić i oglądać drobiazgi, ubrania, maski, batiki itd. Natomiast Jacek, w swoim żywiole, wybierał magnesy na lodówkę. Po jednej stronie ulicy znajdują się sklepy i stragany, a po drugiej knajpki z jedzeniem. Zdecydowaliśmy się na kolacje w takiej właśnie ulicznej restauracji, natomiast był to najgorszy posiłek jaki jedliśmy w trakcie naszego wyjazdu do Azji – może źle trafiliśmy, a może taka jest zasada, że najgorsze jedzenie znajduje się w najbardziej turystycznych miejscach.
Yogyakarta w pigułce:
- nocleg dla dwóch osób ze śniadaniem w hotelu przy lotnisku – 180 zł
- bilet wstępu do świątyni Prambanan – 89 zł
- cena Bakso – 5 zł
- cena obiadu dla dwóch osób na Malioboro Street – 40 zł
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z PRAMBANAN TUTAJ. ZAPRASZAMY!
Wybierasz się do Indonezji? Masz pytanie? Zapraszamy do komentowania pod wpisem lub do kontaktu na maila info@punktynamapie.pl