Kuala Lumpur – dwie wieże, a właściwie trzy.
W Kuala Lumpur planujemy być dwa i pół dnia. Z Pulau Tioman płyniemy porannym promem do Mersing. Bilety powrotne z wyspy mamy już wykupione. Okazało się, że nie ma znaczenia data widniejąca na bilecie. Można ją samemu dowolnie zmieniać. Korzystając z easybook.com. kupiliśmy bilety na 12:30 na autobus z Mersing do Kuala Lumpur. Autobus ma jechać ok. 6 godzin. Zmieniliśmy też nocleg w Kuala Lumpur. Pierwotnie mieliśmy pokój w hostelu. Jednak po tygodniowym pobycie w chalecie, z jaszczurkami na ścianach i brakami ciepłej wody postanowiliśmy zażyć trochę luksusu. Jacek znalazł hotel 4 gwiazdkowy z basenem na dachu za niewiele większe pieniądze. Także wstając rano i jedząc pyszne placuszki na śniadanie w tiomańskiej rodzinnej knajpeczce, rozmawiamy o tym, że wczesna pobudka zostanie nam wynagrodzona wieczorną kąpielą w basenie. Pakujemy się. Zakładamy plecaki i idziemy na pomost. To z niego ma odpłynąć prom do Mersing. O 9 przypłynął, ale taki, który płynie do innej przystani. Po kolei przypływaj ą małe łódki i zabierają nurków. Na pomoście coraz więcej turystów. My zdziwieni, gdzie oni byli poukrywani, bo nie widać ich było na plażach i w knajpach. O 10 robi się już nerwowo. Promu dalej nie ma. Czujemy, że bilety nam przepadną. Nie wiadomo co robić. Czy kupować kolejne? Na infolinii nie odbierają. Bilety zostały już tylko na 5 i 6 popołudniu. My liczyliśmy że jeszcze wieczór spędzimy w Chinatown w Kuala Lumpur. W końcu przed 11 przypływa mały stateczek. Nie zabiera wszystkich. Są tacy, którzy zostali na pomoście. Nie było miejsc. Płyniemy do portu obok. Tam przesiadamy się do większego promu i płyniemy do Mersing. Jest po 11. Nie zdążymy na autobus. Jacek zły. Mogliśmy kupić bilet na późniejszą godzinę. Liczymy na to, ze coś uda się załatwić na dworcu autobusowym. Wysiadając z promu z plecakami biegniemy na dworzec. O 13:30 odjeżdża kolejny autobus do KL. Wszystkie miejsca wykupione Na 5 po południu też. Źli kupujemy bilety na 11 w nocy. Przepadnie nam nocleg. Okazało się w okienku obok, że są jeszcze bilety na 6, kupujemy kolejne. Tych z 11 nie można oddać. Pani spróbuje je sprzedać komuś innemu. Oczywiście po niższej cenie. Nie tracimy dużo, bo bilety do KL z Mersing kosztują ok. 35 riggidów. Chociaż jakby policzyć to kupiliśmy 3 razy bilety do KL. Pierwsze przepadły, drugie ostatecznie odsprzedaliśmy po niższej cenie, trzecie wykorzystamy. Czekamy 4 godziny na odjazd autobusu. Chodzimy po Mersing. Nie jest to miejsce, w którym chcielibyśmy pobyć dłużej niż pół godziny. Portowe miasteczko, ruchliwe. Nic ciekawego. Na dodatek zaczęło padać. To co nam się udało, to znaleźć fajną knajpkę z dobrym jedzeniem. O 6 idziemy na nasz autobus. Wsiadamy i ruszamy do KL. W autobusie zostajemy pogryzieni przez komary. Mamy ze sobą muggę -repelent. Na mapkach WHO Jacek wyczytał, że w Malezji i Wietnamie będziemy musieli uważać na malarię i na zike. Pryskamy się codziennie, tym razem zapominamy. Dopiero w KL okaże się, że poza komarami w autobusie były też pluskwy. Miejsca po ugryzieniach swędzą przeokropnie. Oddajemy wszystkie rzeczy do prania, żeby pozbyć się tych obrzydliwych małych stworzeń. Autobusem kiwa i podrzuca niemiłosiernie, a ja wykorzystałam ostatni aviomarin na poranny prom…ciężko nam dzisiaj. W trakcie drogi jest półgodzinna przerwa w przydrożnej knajpie. Za oknem dominuje krajobraz taki jak z Singapuru do Mersing, czyli plantacje palm. Śpimy dalej. Ok. 12 w nocy docieramy do KL. Nie działa już metro, a właściwie kolejka naziemna, jednoszynowa-monorail. Bierzemy taksówkę i za 33 riggidy jedziemy do hotelu. Hotel mamy w samym centrum miasta, w dzielnicy Chinatown. Ma cztery gwiazdki, my dalibyśmy mu co najwyżej dwie. Wymęczeni i zdegustowani kładziemy się spać. Rano odsłaniamy zasłony. Jesteśmy na szóstym piętrze. Za oknami widok na wieżę telewizyjną, szczyty Petronas Tower i wieżowce. Na dole ruch uliczny. Samochody, autobusy i motorki. Słońce przebija przez chmury, a my wynurzamy się żeby zwiedzać
Co zobaczyliśmy i co polecamy:
Dzień pierwszy
1.Clock Tower ,1937 – wieża zegarowa, na którą mamy widok z hotelu. Jest w samym centrum miasta. To z tego miejsca zaczynamy zwiedzanie. Na placu w indyjskiej knajpie jemy śniadanie i idziemy w stronę Merdeka Sguare. To jakieś 2 minutki drogi.
2.Merdeka Square – plac niepodległości. To tutaj zawisła flaga, kiedy Malezja uzyskała niepodległość od rządy brytyjskiego 31 sierpnia 1957 roku. Robimy sobie zdjęcie przy Kuala Lumpur City Gallery i podziwiamy budynek Sultan Abdul Samad – to budynek z końca XIX wieku. Mieszczą się tu biura rządu. Imponujący widok. Tu też doświadczamy śmiesznej sytuacji. Podchodzą do nas inni turyści i pytają o zdjęcie. Jacek idzie je robić, a okazuje się że oni chcą mieć zdjęcie z nami. To turyści z Indonezji z Bali. Mówimy im, że będziemy u nich za jakieś 3 tygodnie. Sam plac warto zobaczyć też wieczorem, kiedy wszystko jest oświetlone.
3.Batu Caves – z placu Merdeka idziemy na stacje kolejki, którą pojedziemy do jaskiń Batu. Kolejka jeździ co godzinę. Warto wcześniej sprawdzić rozkład. Nam uciekła sprzed nosa. Czekamy na kolejną. Jedziemy ze stacji Bank Negara linią 1 KTM Komuter. Ostatni przystanek to Batu Caves. Nie można się zgubić. Bilet kosztuje ok. 3 zł. Kolejka jedzie ok. 20 minut. Siadamy, jak się okazuje, obok Polaków, którzy właśnie byli na Bali. Dopytujemy o wszystkie szczegóły. Dostajemy namiary na polskich instruktorów nurkowania na Gili Air. Ale wracamy do jaskiń Batu – to kompleks jaskiń odkryty pod koniec XIX w. Jest to miejsce pielgrzymek lokalnych hinduistów. Poświęcona jest Panu Murugan (bóstwo hinduskie, zwane też Lord Subramaniam). Do głównej jaskini Tample Cave o wysokości 100 m prowadzą aż 272 stopnie. Nie da się przegapić wejścia, bo dokładnie przed nim stoi najwyższy na świecie posąg Murugana – 42,7 m. Na placu przed schodami dużo gołębi i małp. Co jakiś czas słychać strzały, które odstraszają małpy. A są czasem naprawdę agresywne. Jedna skoczyła na turystkę i zabrała jej butelkę z napojem. Inne syczą na turystów zbliżających się do nich. Jeśli macie jakieś reklamówki, opakowania chipsów czy puszki z napojami to schowajcie je, bo inaczej możecie zostać napadnięci i ograbieni przez małpy. Żeby wejść do jaskimi, trzeba mieć zakryte ramiona i kolana. Za 3 MR wypożyczamy chustę i wchodzimy po schodach. W jaskiniach kolorowe posągi, przedstawiające sceny z życia oparte na starożytnych pismach hinduskich. Główne bóstwo to Pan Murugan. Jaskinia ma kształt kopuły. Po lewej i prawej stronie sklepikarze z pamiątkami oświetlonymi kolorowymi, mrugającymi ledami. Wychodząc z kompleksu głównego jaskiń, który jest bezpłatny, można skorzystać z płatnego zwiedzania Dark Cave. Wracając do stacji kolejki po prawej stronie od 15 metrowego pomnika Hanumana, małpiego pomocnika hinduskiego boga Ramy, można wejść do Ramayana Cave. Jaskinia pełna kolorowych posągów hinduskich bóstw.
Jesteśmy tu w lipcu. Natomiast w przewodniku czytamy, że od 1892 roku, na przełomie stycznia i lutego, odbywa się tu jedno z najważniejszych dla Tamilów świąt – Thaipusam. Trwa 3 dni. Jedno z ciekawszych wydarzeń to wielokilometrowa, kolorowa procesja od świątyni Sri Mahamariamman w Kl. Kąpiel w pobliskiej rzece i przebijanie metalowymi hakami skóry wiernych.
4.National Mosque, Masjid Negara – meczet zbudowany w 1965 roku. Mieści 15 000 osób i znajduje się na 13 hektarach pięknych ogrodów. Nowoczesne dzieło trzech architektów, jednego Brytyjczyka i dwóch Malezyjczyków. Meczet ma 73 metrowy minaret i 16 punktowy gipsowy dach główny. Powstał jako symbol niepodległości kraju. Odzwierciedla współczesną ekspresję tradycyjnej kaligrafii i ornamentacji sztuki muzułmańskiej. Dostajemy się do niego tą samą kolejką, którą jechaliśmy do Batu Caves – czyli nr 1. Wracając zatrzymujemy się na stacji Kuala Lumpur i idziemy w stronę meczetu. Przed wejściem są zaznaczone godziny, w których można zwiedzać meczet, te w których nie ma modlitw. To ciekawe miejsce. Ornamenty na ścianach są bardzo precyzyjne i doskonale wykonane.
5.Chinatown – z meczetu wracamy przez sky bridge do dzielnicy Chinatown. Idziemy ok. 25 minut. Tu do północy odbywa się największe targowisko podróbek. Można tu dostać wszystko. Torebki Chanel, Michael Kors, zegarki Patek, Rolex…wszystko mieni się w oczach. Spacerujemy po Chinatown i robimy przerwę na obiad. W przyulicznej knajpie jemy zupę i makaron. Wszystko robione na naszych oczach. Kulinarne cudo!
6.Petronas Twin Towers – do tych dwóch bliźniaczych wież o wysokości 452 metrów jedziemy kolejką. Jesteśmy pod wrażeniem transportu, przejrzystości i łatwości korzystania z niego. Wychodzimy na stacji KLCC, przechodzimy przez ulicę i jesteśmy. Zaczyna robić się ciemno, więc idziemy zobaczyć pokaz fontann ze światłem i dźwiękiem.
7.Suria KLCC – galeria handlowa. Cóż można rzec…daleko nam do takich galerii. U nas Douglas i Sephora, a tu osobne sklepy Chanel, Yevs Saint Lorant. Wszystko błyszczy. Ponad 400 sklepów. Do hotelu wracamy bezpłatnym autobusem goKL.
Dzień drugi
1.Park ptaków – podobno naprawdę warto. Nie wiemy, bo poszliśmy w złą stronę. 30 min zajęło nam obejście parku dookoła i lekko zdenerwowani zrezygnowaliśmy z jego zwiedzania.
2.Muzeum Sztuki Islamu– też było na naszej liście. Jest gdzieś niedaleko parku ptaków i meczetu narodowego. Natomiast tu też jakoś nie udało nam się dotrzeć. Wracamy przez sky bridge na drugą stronę miasta i postanawiamy wrócić do hotelu , żeby wskoczyć do basenu. W KL warto zainwestować w hotel z basenem. W połowie dnia jak i na koniec to naprawdę miłe uczucie wskoczyć do basenu.
3.Central Market – długi niebieski budynek, a w środku hala z pamiątkami. Tu kupujemy magnesy i idziemy do hotelu. Mieści się zaraz obok przystanku Pasar Seni , gdzie zatrzymuje się kolejka i purpurowa linka goKL.
4.Świątynia Sri Mahamariamman – po skoku na bombę do basenu, który skończył się obolałymi kolanami Jacka- basen miał może 1,20 głębokości (dobrze, że dno było z plastiku). Wyruszamy dalej. Idąc w stronę przystanku goKL – purpurowa linia wchodzimy na chwilę do świątyni Sri Mahamariamman – najstarszej świątyni hinduistycznej w Kuala Lumpur. Pochodzi z 1873 roku.
Do wieży telewizyjnej jedziemy fioletową linią goKL. Już na drugim przystanku od Pasa Seni widzimy, co znaczą korki w Kuala Lumpur. Ulica jest cała zapełniona samochodami. Autobus prawie się nie rusza. Zdecydowanie lepsza do zwiedzania okazała się dla nas kolejka, której korki nie dotyczą. Autobus jest bezpłatny i super, ale w godzinach korków zupełnie się nie sprawdza. Za to odległości są spacerowe. Uznajemy, że nie ma sensu spędzić popołudnia w korkach i wysiadamy z autobusu. Idziemy w stronę Petronas Tower i pobliskiego parku. Dużo ludzi biega, dzieci pluskają się w ogólnodostępnym basenie. Po alejkach spacerują turyści, robią zdjęcia przed fontanną, z bliźniaczymi wieżami, a po deptakach przy wieżowcach szybkim krokiem poruszają się ludzie w garniturach. Od ok. 19 odbywają się pokazy fontanny ze światłem i dźwiękiem. To chyba stały punkt każdego dużego miasta, które zwiedzamyJ W galerii Suria KLCC w food Court zjadamy obiad i idziemy na wieżę telewizyjną. Powoli się ściemnia a na ulicach dalej korki. Zakorkowane miasto.
5.Menara Kuala Lumpur -wieża telewizyjna, której budowa zakończyła się w 1995 roku. Ma 15 pięter i 421 metrów wysokości. To szósta co do wysokości wieża na świecie. Najwyższa jest w Tokyo. Ma ponad 600 metrów. Mamy plan, żeby ją też zobaczyć. Do wieży idziemy pieszo od strony Petronas Towers. Ten spacer zajmuje nam ok. 15-20 minut. Mijamy po drodze dużo knajp i mnóstwo samochodów. Jest ok. 19:30 i dalej korek. Obok wieży jest mini zoo. Można zrobić sobie zdjęcie z papugami. Wieża w środku kolorowa, neonowa. Dużo różu, schody ruchome i czerwony dywan. Czujemy się, jak w Multikinie w Arkadach Wrocławskich. Bilety kupiliśmy wcześniej. Pokazujemy tylko otrzymany na telefon kod QR. Jeszcze Pani namawia nas na taras widokowy (sky deck). My wybraliśmy opcje tańszą (observation deck). Po czerwonym dywanie idziemy do windy. W windzie słyszymy muzyczkę i zatykają nam się uszy od szybkiej zmiany wysokości. Wychodzimy. Robi się ciemno i KL wygląda niesamowicie. Dużo światełek, małych samochodzików i długich ulic. Piękny widok na miasto. Wieże Petronas wyglądają imponująco. Myślę, że warto wybrać się na tę wieżę wieczorem. Jest wyższa niż wieże Petronas. Przez lornetki widać, co ludzie robią w swoich mieszkaniach. Czuję się jak Big Brother. Obchodzimy taras obserwacyjny dookoła i jedziemy w dół. Do hotelu chcieliśmy podjechać goKL, ale że to tylko dwa przystanki to poszliśmy pieszo. Przechodząc niedaleko muzeum zobaczyliśmy ulicę, gdzie na kartonach układało się do snów wielu bezdomnych. Taki widok mieliśmy też w Rzymie przy dworcu głównym. Ogromne dysproporcje widoczne w ciągu kilkudziesięciu minut spaceru – z jednej strony Petronas, galeria KLCC, w której są sklepy najlepszych marek modowych, a z drugiej ulica zajęta przez bezdomnych. Wchodzimy do hotelu i idziemy spać. Nastawiamy budzik, bo rano lecimy do Wietnamu.
Kuala Lumpur w pigułce:
- nocleg w hotelu z basenem na dachu w dzielnicy Chinatown – 150 pln / noc / pokój
- obiad dla dwóch osób w dzielnicy Chinatown – ok. 8-10 pln / os
- śniadanie dla dwóch osób – ok. 6-8 pln / os
- mała butelka/puszka piwa – ok. 9-10 pln
- dojazd z lotniska do centrum – czas ok. 30 minut koszt ok. 40 zł w jedną stronę
- bezpłatny autobus jeździ po KL – goKL
- wszystkie mapy kolejki i trasy można znaleźć tutaj
- cena biletu za kolejkę jadącą do Batu Caves (jeździ co ok. 40 minut) –ok. 3 pln
- meczet narodowy zwiedza się bezpłatnie w wyznaczonych godzinach
- cena biletu na wieżę telewizyjną Menara – można kupić przez Internet – ok. 50 pln lub 100 pln
- cena biletu na Petronas Towers – można kupić przez Internet – 30 i 60 pln
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z KUALA LUMPUR TUTAJ. ZAPRASZAMY!
Wybierasz się do Malezji? Masz pytanie – zapraszamy do komentowania pod wpisem lub do kontaktu na maila info@punktynamapie.pl.