Ninh Binh i Tam Coc – łódki napędzane nogami i bajeczne widoki.
Do Ninh Binh przyciągnęły nas obejrzane przed wyjazdem zdjęcia niesamowitych widoków gór powtykanych w zielone pola ryżowe i wijących się pomiędzy tymi górami rzek. Zapragnęliśmy przepłynąć się łódką, co jest też jedną z głównych atrakcji tego miejsca.
Do Ninh Binh jedziemy korzystając z transportu łączonego: autobus, prom, autobus. Podróż teoretycznie ma trwać 5 godzin, ale jak to w Wietnamie bywa, czas to pojęcie względne. Z 5 godzin robi się 7. Tam Coc ?
Jednym z dwóch docelowych przystanków jest miejscowość Tam Coc i potem okazuje się, że jest to miejsce bardziej korzystne pod kątem planowanej przejażdżki łódką.
Miasto Ninh Binh jest oddalone od Tam Coc o ok. 8 km i można powiedzieć, że jest typowym bezpłciowym wietnamskim miastem. Trafiliśmy do GoNinhBinh Hostel nieopodal dworca kolejowego. Jeżeli planujecie wyjazd w te strony to warto bezpośrednio jechać do Tam Coc, bo jest tam po prostu dużo ładniej.
Dla nas zaletą pobytu w Ninh Binh jest bliskość dworca kolejowego i całkiem sympatycznej knajpy w pobliżu naszego hostelu – Nhà Hàng Trung Tuyết. Jedzenie było bardzo dobre, a porcje gigantyczne. Podział na rozmiar S, M i L zupełnie nie odpowiadał rzeczywistości, albo skala była nietypowa. Rozmiarem S mogły się spokojnie najeść dwie osoby. My wzięliśmy 2 x S i mieliśmy duży problem, żeby to wszystko zjeść.
My musimy wziąć taksówkę za ok. 80 tys. VDN, żeby dostać się do przystani z łódkami. Można też wypożyczyć skuter i na własną rękę dostać się do Tom Coc i zwiedzać okolice, ale jest pewne ryzyko o czym przekonaliśmy się dnia kolejnego. Na nasze szczęście wstaliśmy wcześnie rano i jako jedni z pierwszych byliśmy w przystani. Praktycznie wszystkie łódki były zaparkowane przy brzegu, a obsługa dopiero przygotowywała się do rozpoczęcia pracy. Szare chmury wisiały nisko nad naszymi głowami i zaczęło lekko siąpić. Byliśmy oczywiście wyposażeni w nasze foliaki, ale perspektywa pływania łódką w deszcze trochę psuła nam humory. No ale z drugiej strony nie po to przyjechaliśmy ten kosmiczny dystans 70 km z Cat ba, żeby teraz odpuścić. Całe przedsięwzięcie jest dosyć dobrze, jak na Wietnam, zorganizowane Prawdopodobnie jest to jakaś państwowa inicjatywa. Z tego co dowiedzieliśmy się od spotkanego wcześniej Amerykanina, łódki pływają do godziny 18 i zawiadujący nimi pracownik przydziela poszczególne łódki turystom. Ceny ustalone są na sztywno, więc nie ma możliwości targowania się. Każda z osób wiosłujących, a w większości były to kobiety, ma możliwość odbycia jednego rejsu dziennie. Nie jest to informacja potwierdzona, ale już umiejscowienie łódek i podział ich na łódki oczekujące na klientów i te które odbyły rejs może na to wskazywać. Dowiedzieliśmy się też, że kiedy zamykane są kasy możliwe jest indywidualne wynajęcie łódki i wtedy możliwe jest targowanie się. Nie mieliśmy okazji tego sprawdzić.
Wietnamka, która wiosłowała w wynajętej przez nas łódce ku naszemu wielkiemu zdziwieniu robiła to nogami. Wyglądało to naprawdę zabawnie. Doszliśmy do wniosku, że to całkiem niezły sposób, boi nie obciąża tak kręgosłupa jak wiosłowanie rękoma.
Kobieta była kontaktowa i otwarta. Zaraz po wypłynięciu zaczęła łamaną angielszczyzną opowiadać o swojej rodzinie i pracy. Potem zaczęła śpiewać jakąś rzewną wietnamską piosenkę, która pasowała do miejsca, w którym się znaleźliśmy.
Można powiedzieć, że było to miejsce bajkowe. Rzeka wiła się wśród gór o jajowatych kształtach. Dookoła pełno soczystej zieleni, ptactwo wodne, a nawet kuzyni polskich bocianów, tylko trochę bardziej szarzy. Widzieliśmy też kozy, które stały sobie małymi grupkami na małych skrawkach skał.
Przepływaliśmy przez trzy jaskinie, co urozmaiciło nasz rejs.
Całość trwała około 2 godzin. Byłą jeszcze możliwość wydłużenia rejsu o godzinę (prywatna inicjatywa naszej przewodniczki), ale nie zdecydowaliśmy się na to. Dwie godziny w zupełności wystarczą.
Decyzja o wczesnym wstaniu i rejsie jedną z pierwszych łódek, była trafiona. Dzięki temu płynęliśmy praktycznie sami. Jak się okazało podczas powrotu chętnych na taką przejażdżkę jest całkiem sporo. Można się też było tego spodziewać po ilości łódek zaparkowanych przy nabrzeżu. Dwie godziny po pierwszej łódce, z łódek wypływających z przystani uformował się całkiem pokaźny „konwój”.
Poza tym zaraz po naszym zejściu z łódki zaczęła się ulewa. Kilka minut i bylibyśmy zupełnie mokrzy. Współczuliśmy turystom, którzy właśnie teraz rozpoczynali swój rejs i mieliśmy też poczucie, że nieźle nam się udało, bo nie dosyć, że płynęliśmy sami, bez łódek innych turystów, to jeszcze trafiliśmy w okno pogodowe;)
Jeszcze tylko kilka zdjęć tego urokliwego miejsca, szybkie śniadanie w okolicznym hotelu i taksówka na dworzec. Chętnie zostalibyśmy tutaj jeszcze dzień dłużej, ale jutro wylot do Hong-Kongu.
Ninh Binh w pigułce:
- transport z Cat Ba do Ninh Binh 290 tys. VND
- nocleg polecamy w Tam Coc, odradzamy Ninh Binh
- nocleg dla dwóch osób bez śniadania w hostelu w Ninh Binh od ok. 60 tys. VND
- taksówka z Ninh Binh do Tam Coc 80 tys VND
- opłata za wpłynięcie do parku narodowego 150 tys VND/za łódkę + bilet na łódką 120 tys VND od os.,
- kolacja dla dwóch osób w restauracji w Ninh Binh 120 tys. VND
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z TAM COC ZNAJDZIESZ W TUTAJ. ZAPRASZAMY!
Wybierasz się do Wietnamu? Masz pytanie – zapraszamy do komentowania pod wpisem lub do kontaktu na maila info@punktynamapie.pl.
Tam Coś poruszył moje serce:) Kreacja Matki Natury…A ten śpiew i amant w łódce-cud!
Jesteśmy z Wami….
To jedno z najbardziej urokliwych miejsc jakie widzieliśmy w Wietnamie:)