Indonezyjska wioska na Jawie i buddyjska świątynia – Borobudur
Po błogim lenistwie na wyspie Gili Air przyszedł czas na Jawę. Samolot leci nisko. Jest słonecznie. Widok zza okna jest absolutnie rewelacyjny. Kojarzy mi się z wietnamskimi górami powtykanymi w morze, które oglądaliśmy w zatoce Cat Ba. Tu szczyty gór i kratery wulkanów wyłaniają się zza morza chmur.
Jawa to wyspa w Azji Południowo-Wschodniej. Należy do Indonezji. Stolicą i największym miastem jest Dżakarta. My mając ograniczenia czasowe, zdecydowaliśmy się na lot do Yogyakarty – miasta w środkowej części Jawy, u podnóża czynnego wulkanu Merapi. Jacek bardzo chciał zobaczyć buddyjską świątynię Borobudur i hinduistyczny kompleks świątynny Prambanan, no i oczywiście samą Jogje (Dżogże). To co od razu po wylądowaniu rzuca się w oczy, to dużo meczetów i muzułmanów. Na Jawie dominuje islam. Co kilka godzin słychać śpiewy i modlitwy płynące z pobliskich meczetów. Nocą wydają się one szczególnie długie…:) W każdym razie te same pieśni budziły nas w Marrakeszu w Maroko i w Turcji.
Pierwsza nasza misja na Jawie, to dostać się do wioski Borobudur. Tam mamy zarezerwowany nocleg. Z samego rana chcemy zwiedzać buddyjską świątynię. Trochę naczytaliśmy się o trudnościach z dojazdem do Borobudur. Natomiast jak się okazało na miejscu, to była jedna z naszych najciekawszych przygód. Do Borobudur z samego lotniska można dojechać taksówką. Można też wykupić wycieczkę do Borobudur. Szybko i wygodnie, ale my rezygnujemy z taxówki i wybieramy autobusy. Już sam przystanek jest ciekawy. Oszklona wielka wiata na podwyższeniu. Kupujemy bilety i bez problemu dowiadujemy się jakimi kolejnymi autobusami mamy jechać dalej. Dogadujemy się trochę po angielsku, ale w większości na migi i pokazując miejsce docelowe na mapie. Wsiadamy do autobusu, który wiezie nas na dworzec autobusowy. Tam przesiadamy się do kolejnego autobusu. Jesteśmy atrakcją i ludzie chętnie z nami rozmawiają. A same autobusy – powiedziałabym, że takie jak u nas. Klimatyzacja, obsługa sprawdzająca bilety w takich samych koszulach – kulturka. Dopiero kolejny autobus jakim wyjeżdżamy już poza miasto jest 30-letnim rozklekotanym gruchotem. Tu już czuć Azję, jaką lubię najbardziej:) Do autobusu na przystankach wchodzą grajkowie, starsi panowie sprzedają przekąski i wody mineralne, obok nas lokalesi przewożą kury w klatkach – zupełnie jak na Sri Lance. Dojeżdżamy do większego miasta Magelang i stamtąd jedziemy malutkim busikiem do Borobudur. Cała operacja trwa kilka godzin. Szczególnie w Magelang trudno było znaleźć kogoś mówiącego po angielsku, natomiast udało się za pomocą mapy wszystko załatwić.
Borobudur to mała wioska, w której życie toczy się dookoła świątyni. Warto uważać, bo na każdym kroku jest ktoś kto chce coś sprzedać albo gdzieś podwieźć oczywiście za kasę. Jest mnóstwo przydrożnych budek, gdzie można zjeść popularną tu zupę Bakso.
Nocleg mamy zarezerwowany dużo wcześniej i na miejscu okazuje się, że to naprawdę atrakcyjne miejsce. Polecamy Amrta Guest House. Właściciel jeździ na rowerze górskim, więc z Jackiem znaleźli wspólny język i umawiali się na przyszły rok na downhill ze zbocza okolicznego wulkanu. Jawa to takie miejsce (po Wietnamie), do którego jeszcze chcielibyśmy wrócić. Poza świątyniami można tu spędzić czas na wycieczkach rowerowych i górskich spacerach. Pięknie i zielono.
Sam hotel to drewniane domki, mały basenik, widok na pola ryżowe i na boisko szkolne. Ostatniego poranka obudziły nas próby szkolnej orkiestry, która przygotowywała się do Święta Niepodległości. Dużo różnych dźwięków budziło na Jawie. Jak nie nocne modlitwy, to szkolna orkiestra:). W każdym razie kąpiel w basenie po kilkugodzinnej podróży różnymi jawajskimi autobusami dołączyła do listy najmilszych przeżyć wyjazdu. Wieczorem przechadzaliśmy się po wiosce, zjedliśmy przepyszną, aromatyczną, świeżo zrobioną zupę Bakso i Soto.
Naczytaliśmy się też w przewodnikach o niesamowitych widokach jakie rozpościerają się z samej góry buddyjskiej świątyni Borobudur o wschodzie słońca. Wstaliśmy więc wcześnie rano i bez śniadania popędziliśmy do bram świątyni. Byliśmy przekonani, że ominą nas tłumy jakie widzieliśmy poprzedniego dnia, kiedy przechodziliśmy obok bram świątyni, zwiedzając wioskę. Niestety nic z tego. Z samego rana autobusów zapakowanych po brzegi turystami jest mnóstwo. Odnoszę wrażenie, że mało ludzi przyjeżdża do Borobudur i zostaje na noc. Z Yogyakarty organizowane są jednodniowe wycieczki do Borobudur. Natomiast wydaje się, że same okolice Borobudur to na tyle ciekawe miejsce, że warto zostać tu dłużej.
Buddyjska świątynia Borobudur powstała pomiędzy 750 a 850 r.n.e. To jeden z największych obiektów kultu buddyzmu na świecie. Wpisany jest ja listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Świątynia straciła na znaczeniu w XI wieku i popadła w ruinę, zarosła. Została odkryta w 1814 roku i co ciekawe pierwsze prace wykopaliskowe i konserwatorskie zorganizował założyciel Singapuru Thomas Stamford Raffles. Konstrukcja świątyni robi wrażenie. Budowla jest ogromna, piramidalna, odzwierciedla buddyjską wizję świata. Składa się z tarasów, na których znajdują się reliefy przedstawiające sceny z życia Buddy. Bok najniższego tarasu ma długość 111 metrów, wysokość to 35 metry. Budowla przeznaczona jest do rytualnej pielgrzymki, na trasie której rozmieszczone są płaskorzeźby przedstawiając sceny z życia Buddy o łącznej długość około 6 km.
Na terenie świątyni znajduje się jeszcze muzeum, gdzie można zobaczyć największą marynarkę na świecie, dziwne obrazy i obejrzeć film o wybuchu wulkanu Merapi. Jest też zagroda ze słoniami, na których można się przejechać. Ciekawa atrakcja to możliwość wykupienia noclegu ze śniadaniem o wschodzie słońca na wzgórzu nieopodal Borobudur. To chyba ciekawsza atrakcja niż wspinanie się po schodach na szczyt Borobudur z innymi turystami. Oczywiście pewnie trzeba za to słono zapłacić…
Za to zupki, makarony, ryby i wszystkie inne posiłki smakowały nam w Borobudur wyśmienicie i ich ceny były zaskakująco małe. Jedliśmy zupę Bakso (klopsiki w rosole z dodatkiem makaronu, młodego szczypiorku i pasty sambal), zupę Soto (rosół z kurczaka lub wołowiny z makaronem, kurkumą i spring rollsami), Nasi Gorng (smażony ryż z przyprawami z różnymi dodatkami: warzywa, jajko, mięso) no i oczywiście Sate Ayam (szaszłyki z kurczaka z sosem orzeszkowym) Palce Lizać!!!:)
Powrót do Yogy był o wiele prostszy. Wsiedliśmy do bezpośredniego autobusu 🙂 Ciekawe czemu nie udało nam się to w stronę Borobudur – zakładam, że naganiacze chcieli na nas jak najwięcej zarobić…I jeszcze jedna rzecz zadziwiła nas na Jawie – otóż biały człowiek jest tu dużą atrakcją i często chciano sobie z nami robić zdjęcia:)
Borobudur w pigułce:
- nocleg dla dwóch osób ze śniadaniem (blisko świątyni) – 120 zł
- cena obiadu dla dwóch osób – 10 zł
- dojazd z Yogakarty do Borobudur – autobusami ok. 20 zł
- cena wstępu do świątyni – 90 zł
- bilet łączony Borobudur +Prambanan – 145 zł
WIĘCEJ ZDJĘĆ Z BOROBUDUR TUTAJ. ZAPRASZAMY!
Wybierasz się do Indonezji? Masz pytanie? Zapraszamy do komentowania pod wpisem lub do kontaktu na maila info@punktynamapie.pl