Pulau Tioman, czyli coś dla backpackerów i nurków
Z Singapuru do Mersing jedziemy autobusem firmy KKKL. . Bilety kupujemy wcześniej. Korzystamy ze strony easybook.com. Po dwóch dniach intensywnego zwiedzania Singapuru, ciężko wstać po czwartej rano. Odjazd mamy o 6:30, z przystanku autobusowego przy stacji metra – Bugis. Jest jeszcze ciemno. Metro rusza o 6 więc, żeby nie przegapić autobusu, obsługa hotelu proponuje nam taxówkę. W Singapurze korzystają z aplikacji podobnej do Ubera (a może to Uber, nie wiem).Taxówkarz dziwi się z miejsca odjazdu naszego autobusu. Mówi, że dworzec z którego odjeżdżają autobusy do Malezji jest w innym miejscu. Wysiadamy i trochę kierujemy się tym, że na przystanku czeka również biała kobieta z dużym plecakiem. Po wymianie spojrzeń, uśmiechach i kilku słów, że ją też dziwi to miejsce, ale wskazali jej ten przystanek na dworcu autobusowym, siadamy i czekamy. Dołącza do nas jeszcze kilku innych becpakerów i czekamy razem. Niektórzy zostawiają plecaki i gdzieś idą. Ja myślę, że po kanapki. Jest 6:26 i nagle jeden z nich wbiega na przystanek i mówi, że autobus jest przy innym wyjściu z metra. Zakładamy plecaki i biegniemy. Hmmm…Okazało się, ze nasz błąd i staliśmy nie na tym przystanku co trzeba. W ostatniej chwili wkładamy plecaki do bagażnika i zadowoleni wchodzimy do autobusu. Autobus może na 20 osób, nowy, klimatyzowany z rozkładanymi fotelami. Super! Takie to by się przydały w samolocie. Na granicy Singapuru i Malezji wychodzimy z autobusu i przechodzimy przez kontrolę paszportową. Tu przydaje nam się kawałek papierka, który dostaliśmy przy wjeździe do Singapuru. Układając sobie w głowie filmik na vloga mówię do Jacka: „Kręć, kręć przecież to będzie dobrze wyglądać jak przechodzimy granicę”. Podchodzi jeden z pracowników przejścia granicznego, groźnie zakazuje kręcenia i każe kasować filmiki. Przecież to oczywiste, ze na przejściach nie wolno robić nagrań video i zdjęć. Jacek już zdenerwowany. Wyciąga z obudowy gopro i szuka jak usuwać filmiki. A to nowy sprzęt. Udaje się, kasujemy, odchodzimy. Jeszcze kontrola na granicy malezyjskiej. Wsiadamy z powrotem do autobusu. Jacek zasypia, a ja wpatrzona w widoki zza okna. Droga wyboista i pokrętna. Wszędzie zielono. Pełno palm:, małe, duże, średnie. To plantacje palm. Wygląda to niesamowicie, jakby człowiek przeniósł się w czasie. Dżungla palmowa.
Później rozmawiamy o tym, że te plantacje to przekleństwo dla środowiska. Wycinka płuc ziemi – hektary lasów deszczowych. Powoduje to ocieplenie klimatu i zabiera przestrzeń życiową gatunkom zwierząt zagrożonym wyginięciem np. orangutanom. Czytamy, że 85% światowej produkcji oleju ma miejsce właśnie Malezji i Indonezji. Ten tani olej stosuje się w większości do produkcji żywności, kosmetyków, świec i biopaliw. Tłuszcz palmowy pozyskiwany jest z miąższu owoców palmy olejowej. Od jakiegoś czasu Jacek dokładnie sprawdza zawartość kupowanych produktów i olej palmowy jest prawie wszędzie! Staramy się tego unikać. Ale też z drugiej strony wkurza nas NASZA HIPOKRYZJA, bo co my zrobiliśmy w Europie parę set lat temu? Powycinaliśmy lasy i posadziliśmy zboża. I co? Zniszczyliśmy ekosystem i wprowadziliśmy monokulturę. Zresztą nadal to robimy. Co się dzieje z Puszczą Białowieską?! Warto też popatrzeć na drugą stronę medalu. Plantacje oleju palmowego to miejsca pracy, wyższy standard życia, źródło podstawowych artykułów żywnościowych, dla ludzi z krajów rozwijających się. Jak we wszystkim trzeba poza czarnym i białym zobaczyć też inne kolory. Organizacja WWF , zajmująca się ochroną środowiska, zainicjowała utworzenie Roundtable on Sustainable Palm Oil- Okrągły stół na temat zrównoważonej produkcji oleju palmowego.
Ale czas na powrót do naszego raju na ziemi. Po 3 godzinach docieramy do Mersing. W okienku wymieniamy wydrukowany kwit z rezerwacją na bilety i czekamy na prom. Jestem już po jednym aviomarinie. W autokarze tak kiwało i podrzucało, że osoby z chorobą lokomocyjną powinny zaopatrzyć się we wspomagacze. Na prom czeka dużo ludzi. W większości chińska wycieczka. Skośnoocy w tych samych czerwonych koszulkach z logo organizatora. Na promie rzędy krzeseł. Wyglądają jak w starym autobusie. Całą drogę przesypiam i dobrze, bo śmierć przez utonięcie nie zaglądała mi w oczy:) Prom zatrzymuje się na pierwszej przystani Tekek. Tu wysiada chińska wycieczka i reszta lokalesów. My płyniemy dalej. Zostało nas może z 6 osób. Zatrzymujemy się w przystani Air Batang. Wychodzimy na pomoc i dech nam zapiera….! Zdjęcia nie oddają tego co zobaczyliśmy.
Pulau Tioman to wyspa w okręgu Rompin, w Pahang w Malezji. Znajduje się 32 km od wschodniego wybrzeża państwa. Ma długość 20 km i szerokość 12 km. Ma osiem głównych wiosek, z których największą jest Kempung Tekek na północy. My jesteśmy może kilometr nad nią. Jest bardzo zalesiona i otaczają ją rafy koralowe. Dlatego to bardzo popularne miejsce do nurkowania. Wszędzie będziemy widzieć szkółki nurkowe Na plażach pustki, bo większość w ciągu dnia wypływa łódkami nurkować.
Umieramy z głodu. Jest ok. 14, a my jedliśmy śniadanie jeszcze w Singapurze w okolicach 5:45. Zatrzymujemy się w pierwszej otwartej knajpie (później okaże się, że nieznane są nikomu godziny otwierania i zamykania lokalnych jadłodajni). Zamawiamy makaron i seafood tomyum. Zupa jest przepyszna. Makaron zresztą też. Wszystko bardzo ostre. Mówimy, że moja siostra z mężem nie byliby zadowoleni J My natomiast umieramy z zachwytu. I tak zostaje już do końca wyjazdu. Najlepsze jedzenie dostajemy jednak w restauracji ABC Chalet & Restaurant. Knajpa czynna jest od rana do ok. 13, a później od 19 do 22. Zamówienia zbierają do 21. Świeże ryby z grila. Seefood noodle, seefood tom yum soup. Codziennie jemy coś innego. Na śniadania, dopiero na końcu pobytu odkryliśmy knajpę z różnymi roti. Roti to odmiana smażonych na patelni placków, powszechna w Indiach i Azji Południowo-Wschodniej. Przygotowywane są z mąki pszennej, z dodatkiem mąki kukurydzianej i tłuszczu. We wspomnianej knajpie, roti zamówić można w różnych wersjach. Z serem, pomidorami, warzywami, sardynkami, bananami czy ananasami. Smakowały wyśmienicie. Są przepyszne i bardzo tanie. Kosztowały od 3 do 6 myr ( od 2 do 5 zł). Nadawały się na egzotyczne śniadanie, lunch jak i na kolacje. Czasem można było u nich zamówić też noodle curry. Zupa z makaronem o smaku curry z dodatkiem warzyw. Ostra i syta. Jedzenie wymiata na Pulau Tioman.
Najedliśmy się i poszliśmy szukać naszego noclegu. Chalets– tak nazywają się tu domki, w których się śpi. Zazwyczaj na wyposażeniu jest łóżko, wiatrak (z klimatyzacją jest drożej), łazienka, czasem tylko z zimną wodą i mały tarasik. Tu też jest hierarchia cenowa. Te w pierwszej linii,(jak campery na HeluJ), są najdroższe. Te z ciepłą wodą również. Te z widokiem na ogród lub dżunglę trochę oddalone od morza tańsze. Ale tam można z tarasiku oglądać małpy biegające po dżungli. Raz dostajemy takie pytanie: „Jak wieje to z drzew spadają mango na dach – nie będzie to Panu przeszkadzać?:) My mamy pierwszy nocleg w Tioman Restu i trzy kolejne w oddalonym o kilkanaście metrów ABC Chalet. Można znaleźć nocleg od 70 myr od pary wzwyż. Wiadomo im drożej tym więcej udogodnień. My nie korzystaliśmy z klimatyzacji. Po jednym dniu człowiek przyzwyczaja się do temperatury i lepienia się JA wentylator włączony w nocy jest dla nas większym przeszkadzaczem niż czymś co miałoby sprawić lepszy sen. Zdecydowanie polecamy ABC Chalet pod kątem lokalizacji (najlepsza plaża), jedzenia (największe porcje najsmaczniejsze w okolicy) i Bamboo Hill (domki na skałach obok ABC Chalet). Można oczywiście pokusić się o większy wypas i wziąć bungolowy z basenem, ale to już ponad naszą kieszeń. Zresztą lubimy wspierać lokalnych przedsiębiorców. Tak pod kątem jedzenia i spania. Po kilku wizytach w toalecie w chalecie, w którym jest okienko, warto przed wejściem porozglądać się dookoła. Pająki, robaczki i jaszczurki mniejsze lub większe to standardowy widok. Po Zanzibarskich warunkach uważamy, że tu jest luksus J A tak na poważnie, to jeśli ktoś jest estetą i nie lubi polowych warunków, to powinien zainwestować w lepszy hotel.
Co zobaczyliśmy i co polecamy:
1.Snorkeling w okolicach Panuba Inn Resort – to ośrodek wypoczynkowy, który jest oddalony od ABC Chalet o ok. 15 minut pieszo. Trzeba przejść przez dżunglę, żeby do niego dotrzeć, albo wypożyczyć taxi boat:) Wybraliśmy bezpłatne przejście przez dżunglę Chcieliśmy po Pulau Tioman jechać do Endau Rompin Park (park narodowy – dżungla) Jednak po wycieczce po tutejszej dżungli uznaliśmy że nie ma sensu płacić za jeepa i tam jechać. Tu jest wszystkoJ Ale o tym zaraz. Za ośrodkiem Panuba Inn Resort, który tak nas zaciekawił, ze nawet pytaliśmy o wolne pokoje na dwa dodatkowe dni, jest malutka plażyczka. A z tej plaży dobre zejście do morza. Tam nurkowaliśmy. Oglądaliśmy rafę. Niesamowite widoki. Podwodne życie mieni się kolorami. Kolorowe rybki, koralowiec i inne morskie stworzenia.
p.s
Z noclegu w Panuba Inn zrezygnowaliśmy. Lubimy się przemieszczać, jeść w nowych miejscach, a tam wieczorem nie byłoby szansy wyjścia do wioski. Droga tylko przez dżunglę, a nie odważyłabym się przez nią iść nawet z czołówką. Natomiast mają na pewno bardziej piaszczystą, szerszą i dłuższą plażę niż te przy ABC Chalet.
2.Monkey Beach – to wycieczka na jakieś 45 minut w jedną stronę. Również przez dżunglę. Na drzewach węże udające liście lub patyki. Warany przebiegające prawie pod stopami. Te mniejsze ruszają się bardzo szybko. Ten większy, ja nie wiem, może miał z metr, kroczył przed nami jak gdyby nigdy nic. Ja oczywiście umierałam kolejny raz ze strachu, Jacek z gopro kroczył za nim jak doświadczony operator kamery z National Geographic. No i oczywiście małpy. Z przodu, z tyłu z boku. Na drzewach, na lianach i na plaży. A sama plaża…nie wiem czy są słowa które mogą opisać tę plażę. Żółciutki piasek, palmy, błękitna woda i pustka tylko my…Jak dochodziliśmy do plaży to w dżungli spotkaliśmy młodego francuza który wracał z tej plaży. Ostrzegał nas, żeby uważać na rzeczy. Kiedy pływał, jego portfel ukradły małpy. Ledwo udało mu się gdzieś w chaszczach go odzyskać. Posiadając tę wiedzę przykryliśmy rzeczy plecakiem i zanurzyliśmy się w wodzie. Tu morze ma idealną temperaturę. Wchodzi się bez problemu J Przypłynął taxówkarz. Ułożył się na hamaku i zasnął. My jeszcze obserwowaliśmy małpy i zebraliśmy się do powrotu. Wycieczka bezpłatna z masą wrażeń:) Polecamy. Można też wykupić taką wycieczkę łódką, ale pozbawicie się wtedy leśnych wrażeń, a są naprawdę cenne.
3.Panuba Tekek chyba tylko dla zobaczenia kontrastu warto tam pojechać na rowerach. Rowery swoją drogą nie zasługują na pochlebną opinię. Kosztują dużo jak na swoją jakość – 5 rygittów za godzinę ????Za to w Teket można w sklepie bezcłowym kupić tani alkohol. Trzeba mieć tylko ze sobą paszport. Tu przekonać się można, że okolice Air Batang to koniec świata -przecudowny koniec świata. W Tekek jeżdżą samochody, jest małe lotnisko, duże sklepy. Aaaaaa co do sklepów to w Air Batang sklepów jest dużo ,ale jedyne co można tu kupić to rożnego rodzaju słodkie, gazowane napoje, zupki chińskie i chipsy.
4.Plaża – plaża została na koniec, a właściwie jest najprzyjemniejszym miejscem. Najlepsza jest przy ABC Chalet przy Punuba Inn Resort i na Monkey Beach. Widok z wody na piasek, palmy i soczyście zielone wzgórza oszałamiający J Spędzamy tu 7 nocy. Oglądamy przypływy i odpływy. Kiedy jest odpływ są miejsca gdzie odsłaniają się tylko kamienie, są też takie gdzie jest sam piasek. Czasem bywa tak, że plaży zupełnie nie ma, a czasem jest jej całkiem sporo. Robią się wysepki i na nich lubimy prażyć się na słońcu.
p.s
Pulau Tioman/Tioman Island to zagłębie centrów nurkowych. Warto tu więc zrobić kurs lub po prostu przyjechać nurkować. My nurkowaliśmy tylko z maską i rurką. Natomiast można tu bez problemu wykupić kurs i pływać szukając niesamowitych raf J
W naszej wioseczce chodziły sobie w około naszego domku kurki i pełno było kotów. Śmiesznych, bo takich z krótkimi ogonkami. Zainteresowała się nimi nawet jakaś fundacja, bo zbierali pieniądze na opiekę weterynaryjną. Koty z Pulau Tioman mają zdecydowanie lepiej niż te, które widzieliśmy w Marrakeszu.
Jeszcze słów kilka o turystach. Bardzo dużo Francuzów i Brytyjczycy tu się osiedlili, bo wykupili część terenów i postawili całkiem niezłe chalety z restauracją. Polaków z Zielonej Góry spotkaliśmy naszego ostatniego dnia pobytu.
Tak sobie mówimy że to był cudowny początek przed dalszą częścią naszej podróży. Teraz ciągle w biegu. Od jutra Kuala Lumpur, Wietnam, Hong-Kong i Japonia. Kilka dni odpoczynku czekać nas będzie dopiero na Bali za jakieś dwa tygodnie.
Pulau Tioman w pigułce:
- nocleg dla dwóch osób od 70 ringgitów
- śniadanie dla dwóch osób od 14 myr
- kolacja dla dwóch osób od 20 myr
- alkohol dostępny bez problemu: piwo w knajpie w promocji – 3 puszki za 14 myr
- bilet na prom z Mersing ok. 32 myr / os
- podatek za wstęp na teren parku(wjazd na wyspę) – ok. 30 myr / os
- wypożyczenie maski rurki i płetw na pół dnia 17 myr / 2 os
- wypożyczenie roweru – 5 myr / os / godz
- cała masa możliwych do wykupienia wycieczek po wyspie i na niedalekie wyspy w cenach od 80 rygittów / os
GALERIA ZDJĘĆ Z TIOMAN ISLAND – TUTAJ! ZAPRASZAMY
Wybierasz się do Malezji? Masz pytanie – zapraszamy do komentowania pod wpisem lub do kontaktu na maila info@punktynamapie.pl.